ᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝ

ᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝ

poniedziałek, 22 września 2014

Z jak Zakopane i D jak Dom rzucający nożami, czyli banda górali, dwie świrnięte staruszki i "Lokator do wynajęcia"


   Jeśli chodzi o mnie jestem wielką fanką komedii, natomiast po paroletnich poszukiwaniach już niemal zupełnie straciłam nadzieje na to, że znajdzie się zabawna książka, która trafiłaby w mój gust. Sięgając po Lokatora do wynajęcia sugerowałam się okładką i spodziewałam się powieści romantycznej dla kobiet, może nawet z nutką kryminału, natomiast na pewno nie spodziewałam się tego, co otrzymałam - świetnej komedii kryminalnej z nutką romantyzmu i tak wysokim poziomem absurdu, że to aż absurdalne.

Autorka lojalnie ostrzega swoich czytelników: każda nawet przypadkowa interakcja z góralami może zagrażać zdrowiu i życiu, a przed wyjazdem do Zakopanego należy odwiedzić lekarza lub farmaceutę.


   Miśka, tytułowa lokatorka do wynajęcia, ma dość specyficzną pracę. Zamieszkuje domy ludzi, którzy wyjeżdżają na długi czas za granicę, a chcą kiedyś do nich powrócić i nie zastać dwóch ton kurzu na meblach, zepsutej kuchenki i dziwnie kolorowej wody w kranie. Razem z nią mieszka jej przyjaciel o wdzięcznej ksywce Noldi, który wprawdzie jest wysoki i barczysty, ale także niesamowicie tchórzliwy i kochliwy. Idealny do odstraszania ewentualnych kieszonkowców i miejscowych "dresów", ale jak przyjdzie co do czego będzie pierwszy do ucieczki.
   W sąsiedztwie domu 666, gdzie mają mieszkać lokatorzy, zamieszkują dwie urocze starsze panie, które większość życia spędziły w Ameryce. Urocze - dobre sobie. Już po kilku minutach w ich towarzystwie możesz przekonać się, że pozory mylą, oj mylą. W ich głowie rodzi się milion zwariowanych pomysłów na minutę.
   Na dodatek okazuje się, że numer domu nie na darmo taki diabelski - nocami w kuchni tajemnicza siła rzuca nożami, giną urządzenia elektroniczne, po domu rzucają się nawiedzone koty, a od czasu do czasu w piwnicy powyje duch wisielca.
   Narracja w powieści prowadzona jest bardzo lekko i płynnie. Wątki zbrodni, horroru i komedii przenikają się i swobodnie splatają ze sobą, bez najmniejszego szwanku dla któregokolwiek z nich. Szczególnie część komediowa jest tutaj dopracowana - jeśli chodzi o mnie uśmiałam się do łez już przy pierwszej stronie i to dosłownie.
   Bohaterowie są niesamowici. Bardzo różnorodni, a jednocześnie prawdziwi, w niewybredny sposób wyśmiewają się z pewnych ludzkich zachowań i przyzwyczajeń. Zakochałam się w Andrzeju, panu Złota Rączka od naprawy przedmiotów drewnianych oraz wspomnianych wcześniej ześwirowanych staruszkach. Afera z rzucadłem i pokrzywami - majstersztyk.
   A to nie wszystko - w powieści przewijają się fruwające maszynki do mięsa, para nieobliczalnych psów i policjanci - co jeden to dziwniejszy, nie zabraknie też nutki romansu. A to wszystko składa się na jedną z najlepszych książek jakie miałam okazję czytać.
   Tak, wychodzi na to, że mam specyficzne poczucie humoru.

Polecam:
♠ osobom szukającym dobrej książkowej komedii 
♠ potrzebują czegoś na rozweselenie
♠ cierpią na nudę
♠ nie wymagają od książki złotych myśli w stylu Paula Coelho

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba okładka tej książki i sama fabuła również prezentuje się nader interesująco, natomiast twoja recenzja skutecznie zachęca do sięgnięcia po tę lekturę i tak też zamierzam zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię serię Babie lato, ale ta książka mnie nie przekonuje...

    OdpowiedzUsuń

Czytaj, chłoń, smakuj słowa.
I zostaw ślad po sobie, kto powiedział że sprzątanie zawsze jest dobre?