ᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝ

ᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝᅝ

poniedziałek, 9 marca 2015

Fragment wyrwany z konteksta





Ostatnio jestem w trakcie prac nad pewnym, nazwijmy to "większym projektem", na wskutek czego w tym tygodniu na blogu raczej nie pojawi się nic nowego. Jednocześnie, poniekąd żeby zmotywować siebie samą (zawsze źle mi idzie kończenie długich tekstów... ;-;) wrzucam fragment wyrwany z konteksta, cobym miała kopa na zasadzie "no jak już to komuś pokazałaś no to wypadałoby jednak dobrnąć do tego głupiego zakończenia". Hope that you'll enjoy.

Jednocześnie chciałabym zaznaczyć, że o ile większość tekstów na tym blogu traktuje trochę, jak swoje ćwiczenie pióra i tak naprawdę niekoniecznie obchodzi mnie, jak zostaną one odebrane, to w przypadku tej pracy naprawdę zależy mi na opinii osób czytających, tym bardziej, że słowa przyjaciół/rodziny trudno uznać za obiektywne pomimo najlepszych chęci. Tak więc, jeśli ktoś ma tylko chęć, by poświęcić mi dodatkową minutę swojego życia i napisać komentarz byłabym ogromnie wdzięczna. Naprawdę.




Plotki głosiły, że w rezydencji Aleksandrowiczów straszy.

Oczywiście każdy wiedział, że to nieprawda, niemniej jednak, nocami, kiedy z budynku wydobywały się dziwne hałasy niełatwo było wytłumaczyć sobie, że to z pewnością sprawka chuliganów. Co jakiś czas znajdował się śmiałek, gotowy obalić wszystkie mity o duchach arystokratów, jak to zwykle w takich przypadkach bywa. I rzeczywiście, nigdy nic niepokojącego w rezydencji nie znaleziono. Mimo to, jakby chcąc udowodnić miejscowej ludności, że się myli, z budynku słychać było dźwięki. Nie za głośne, nie za ciche – zupełnie zwyczajne i gdyby to był normalny dom, nikt nie zwróciłby na nie uwagi. Ale to nie był normalny dom.

Czasami w niektórych oknach zapalało się światło. Gdyby ktoś spoglądał w te okna, mógłby zobaczyć kobiecą sylwetkę. Postać ta, której nikt nigdy dokładnie nie widział, zazwyczaj zajmowała się czynnościami, o jakie nie podejrzewalibyśmy ducha. Wycierała kurze, zamiatała podłogi, ale najczęściej kartkowała jakieś książki lub sporządzała własne zapiski, na sobie tylko znany temat. Wszystkie te czynności z niewiadomego powodu wykonywała w nocy, za dnia zaś dom sprawiał wrażenie jakby nikt nie wchodził do środka od wielu, wielu lat.

Opowieściami o duchach Aleksandrowiczów karmiła się zwłaszcza młodzież. Przedział wiekowy od lat dziesięciu do osiemnastu z zapałem powtarzał sobie coraz to nowe, zasłyszane gdzieś po kątach historyjki, o tym jak to przyjaciel znajomego kuzyna przypadkiem przechodził obok posiadłości wracając z imprezy i zobaczył takiego a takiego ducha. Karmiąc swoją ciekawość coraz bardziej, niekiedy dochodzili do punktu, w którym sami decydowali się doświadczyć tego niesamowitego zjawiska. 

Tak było też i tej zupełnie zwyczajnej nocy. Ani ciemno, ani jasno. Księżyc ani w nowiu, ani w pełni, tylko, nudno i zwyczajnie, gdzieś po środku – w fazie, której ani Nastia, ani Lucjan nie potrafił nazwać. Dziewczyna trochę narzekała, lubiła klimaty horrorów. Chłopak nie bardzo. Tak właściwie przyszedł tutaj tylko dlatego, bo nie chciał puścić przyjaciółki samej. Nie żeby jej miało to przeszkadzać.

Ona pierwsza wdrapała się na żelazną bramę, ona pierwsza przeszła przez zarośnięty ogród. Ona pierwsza też przystanęła przed schodami na ganek i, po raz pierwszy odkąd wpadła na ten pomysł, zawahała się przed wejściem do środka.

- Słuchaj, Nastia może to wcale nie jest taki dobry pomysł… - zaczął delikatnie Lucjan. – Okej, weszliśmy do tego ogrodu. Światła są zgaszone, cisza, nikogo tutaj nie ma. Te historie to po prostu bujdy. Wracajmy.

Cofnęła się o krok i westchnęła.

- Masz racje. Chyba rzeczywiście nikogo tu nie ma… - odwróciła się na pięcie i jęknęła głośno. – A tak liczyłam na jakąś dobrą historię! Jedyna taka szansa, żeby poczuć się chwilkę jak bohater książki albo filmu i okazuje się, że „nikogo tutaj nie ma”!

- Dobra, dobra. Jak już będziesz w domu to sobie coś napiszesz zamiast tego, okej? I błagam, ciszej trochę. Jakoś nie mam specjalnej ochoty zaliczyć spotkanie pierwszego kontaktu z jakimś miejscowym włóczęgą. – chłopak skrzywił się lekko.

- Nic tylko trzęsiesz portkami. To małe miasteczko, sami swoi.

- Po prostu jestem ostrożny. Chodźmy już.

- Tak, tak, panie władzo, już się zbieram. Na zabawie się nie znasz. 

Lucjan tylko wywrócił oczami i zaczął przedzierać się przez gąszcz z powrotem do bramy wejściowej. Po chwili jednak zatrzymał się i odwrócił. Nastia wciąż stała przed budynkiem i wpatrywała się w schody.

- To idziesz, czy mam cię tutaj zostawić?

- Tu są ślady.

- Co?

- Tu są ślady.

- Jakie ślady, do cholery jasnej, tutaj nie ma i nie może być żadnych śladów… - zirytowany wrócił po dziewczynę i chwycił ją za ramię. – Ja wiem, że jesteś zawiedziona, ale musimy się zbierać.

- Ale Lu, popatrz! – wyrwała się i wskazała na najniższy stopień. – Ślady błota. Zaczynają się tutaj i prowadzą dalej, na ganek.

Milczał przez chwilę.

- No dobra. Ślady błota. I co z tego? Pewnie jakiś idiota chciał wejść do środka, tak samo jak ty teraz. Trudno nie zostawiać śladów po wycieczce przez ten zarośnięty ogród. Wracajmy.

- Chce wejść do środka.

- Jesteś strasznie uparta, co?

- Chce. Wejść. Do. Środka.

- Nie.

- Dobra, to pójdę sama. – wzruszyła ramionami i weszła na ganek. Lucjan zaklął pod nosem i ruszył za nią. Przecież nie zostawi jej w takim miejscu, prawda? To byłoby nieuczciwe, nawet jeśli sam wolałby w tym momencie być zupełnie gdzie indziej, a najchętniej w swoim własnym łóżku. 

- Jednak wchodzisz? – spytała kpiąco, chwytając za klamkę u drzwi.

- Zdaje się, że nie mam wyboru. – wymamrotał niezadowolony, wbijając ręce w kieszenie bluzy. – Ale to ostatni raz. Upewnimy się, że nic tutaj nie ma i wracamy do domu.

- Tak, tak. Obiecuje. – odparła nieuważnie otwierając drzwi. Co dziwne, nie zaskrzypiały, tak jak się spodziewała. To oznaczało, że musiały być używane regularnie. Ciekawe tylko przez kogo. 

Nastia ostrożnie weszła do środka i rozejrzała się po wnętrzu. Było ciemno, nie potrafiła nawet stwierdzić, jak duże jest pomieszczenie, w którym się znajdują.

I chwilowo to by było na tyle.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytaj, chłoń, smakuj słowa.
I zostaw ślad po sobie, kto powiedział że sprzątanie zawsze jest dobre?